AKTUALNOŚCI


Bohatera nie trzeba lubić, trzeba chcieć go poznać

„Dzikie róże” to historia Ewy (Marta Nieradkiewicz), która świeżo po porodzie decyduje się oddać dziecko do adopcji. Robi to w tajemnicy przed mężem Andrzejem (Michał Żurawski), który pracuje w Norwegii. Ma z nim jeszcze dwójkę dzieci. Kiedy Andrzej wraca do domu na komunię starszej córki Marysi (Natalia Bartnik) zastaje żonę w stanie skrajnej depresji i próbuje zrozumieć, co wydarzyło się podczas jego nieobecności. Anna Jadowska opowiada Magdalenie Żakowskiej o swoim nowym filmie.

Dzikie róże, reż. Anna Jadowska / T-Mobile Nowe Horyzonty 2017

Magdalena Żakowska: A miał być film na faktach o łódzkim małżeństwie, które zabiło czwórkę swoich dzieci i latami przechowywało ich ciała w domu, w beczkach.

Anna Jadowska: Rzeczywiście. Napisałam nawet ten scenariusz. Wszystko zaczęło się od tego, że podczas studiów mieszkałam na tej samej ulicy, na której to się zdarzyło. Ta rodzina mieszkała dosłownie trzy kamienice dalej. To było dla mnie wstrząsające. Przeczytałam wszystkie akta sądowe w tej sprawie. Śledziłam ten proces. Rodził się z tego obraz domu, rodziny, dotkniętej skrajną dewiacją. Nikt by tego nie wymyślił. To była wręcz baśniowa historia. Matka tych dzieci miała pięcioro braci, kilku z nich było dotkniętych schizofrenią. Istniało podejrzenie, że ona także cierpi na chorobę psychiczną. Z kolei jej mąż był wychowywany przez samotną matkę, która zostawiała go często na całe tygodnie w domu dziecka. Potem stał się narkomanem. Relacje między nimi też były patologiczne. Ona była kompletnie zależna od niego. Świadkiem wszystkich wydarzeń była ich najstarsza córka, wtedy kilkuletnia dziewczynka. W Wigilię wszyscy dzielili się opłatkiem kładąc go także na beczki z martwymi dziećmi. Ich córka wiedziała,  że w beczkach jest jej rodzeństwo.

Dlaczego zrezygnowałaś z tego projektu?

Bo po urodzeniu syna nie byłam psychicznie w stanie tego zrobić. Śmierć dzieci i to jeszcze taka śmierć, stała się dla mnie tematem niemożliwym. W „Dzikich różach” jest taka scena, kiedy młodszy syn Ewy i Andrzeja gubi się w lesie. Z początku planowałam, że utopi się w pobliskim stawie, ale to też okazało się dla mnie za trudne. Tego też nie byłam w stanie przeprowadzić.

W „Dzikich różach” Ewa oddaje swoje dziecko do adopcji zaraz po urodzeniu. Też się go w pewnym sensie pozbywa. Ten scenariusz to rodzaj kompromisu między tamtą historią, a tobą dziś?

W pewnym sensie tak. Nie sądzę, żebym wróciła kiedykolwiek do tamtego scenariusza.

O czym są dla ciebie „Dzikie róże”?

O stanie, w którym znalazła się moja bohaterka? Nie chciałam skupiać się na historii, fabule, tylko emocjach. Przyjrzeć się Ewie z różnych stron w tym dziwnym stanie zawieszenia, w którym się znalazła.

Dzikie róże, reż. Anna Jadowska / T-Mobile Nowe Horyzonty 2017

Między momentem oddania dziecka do adopcji, a powrotem do szpitala po nie.

Dokładnie. Chciałam wybrać taki moment z jej życia, który teoretycznie byłby najmniej dramaturgiczny. Żeby to nie zaczynało się rozdzierającą serce sceną, w której ona oddaje dziecko do adopcji, tylko chwilę potem.

Ewa ma jeszcze dwójkę dzieci. Niezbyt dobrze radzi sobie z ich wychowaniem. Myślałaś o niej jako o dobrej matce?

Chyba nie ma czegoś takiego jak dobra i zła matka. Chciałam pokazać, że macierzyństwo ma – oprócz pozytywnych – także różne inne aspekty. Niesie za sobą różne inne emocje, przeżycia, obowiązki, presje, oczekiwania, z którymi nie zawsze może poradzić sobie jedna osoba. Wydaje mi się, że Ewa jest wystarczająco dobrą matką.

Córka jej nie lubi. 

Są ze sobą mocno związane, różnymi relacjami, które nie są na pewno do końca dobre, ale to, co w tej relacji złe wynika z tajemnicy, którą Ewa nosi. Ta dziewczynka na poziomie emocjonalnym czyta to, co się z jej matką dzieje. Dlatego jest taka wybuchowa i nerwowa. Ale takie też jest życie – ludzie się ze sobą kłócą, podnoszą na siebie głos, szczególnie w takich miejscach.

Takich, czyli jakich?

Nie na warszawskich salonach, tylko na prowincji, w zamkniętych małych społecznościach, gdzie ludzie nie zastanawiają się nad tym na co iść do teatru, tylko co zjeść na obiad.

Niezwykle realistycznie pokazałaś ten świat prowincji.

Sama wychowałam się na wsi, pod Oleśnicą.

Jest w tym filmie coś z twojej rodzinnej wsi?

Na pewno. Jak pisałam ten scenariusz posługiwałam się mapą tego miejsca. Ale to był jednak inny świat – wieś lat 70. i 80. Była bardziej… swojska? Wszyscy ludzie, którzy tam mieszkali, byli sobie równi, byli równie biedni. Wszyscy chodziliśmy do tej samej szkoły, w mojej klasie było siedmioro dzieci, uczyła nas nasza ciocia. A potem pojawiły się różne nowe możliwości, pokusy, presje. Można było mieć nowy telewizor, można było pojechać pracować do Niemiec, założyć prywatny biznes.

Wcześniej ludzie byli sobie bardziej życzliwi?

Trochę bardziej. Jak byłam dzieckiem, sąsiadki nagminnie odwiedzały moją mamę. Drzwi były zawsze otwarte. Nie zamykało się ich nawet na noc. Ta scena w filmie, w której Ewa chowa się przed sąsiadką, udaje, że nie ma jej w domu, mojej mamie zdarzała się nagminnie, kiedy była już zmęczona wiecznym towarzystwem.

Dzikie róże, reż. Anna Jadowska / T-Mobile Nowe Horyzonty 2017

Relacje Ewy z dziećmi też są takim przeniesieniem z twojego dzieciństwa?

W pewnym stopniu. Ja też wychowałam się z mamą i babcią, która była bardzo silną osobą i sterowała domem. A ja byłam niegrzeczną, krnąbrną dziewczynką.

Dokładnie tak jak mała Marysia z „Dzikich róż”!

Rzeczywiście.

To ty?

Nie myślałam o tym. Może?

Marysia to moja ulubiona bohaterka. Ale też fantastycznie jest grana. 

Natalia Bartnik, która ją gra, jest judoczką. To bardzo niezależna dziewczynka i ma bardzo silny charakter. Krzyczała na mnie, jak robiłam więcej dubli niż jej niż jej wcześniej obiecałam. Kiedy miała zagrać scenę, w której robi awanturę mamie i nie wychodziło, powiedziałam jej „Kochanie, jak zrobisz taką scenę, tak jak przed chwilą mnie, to będzie idealnie”. Nawiązała świetną relację z Martą Nieradkiewicz, fantastycznie współdziałały na planie.

A twój syn w trakcie kręcenia filmu był w wieku małego Jasia. Zaangażowałaś go do tej roli?

Nie, zaangażowałam bliźniaki. Jak jeden odmawiał grania, braliśmy drugiego. Na zakładkę.

W przeciwieństwie do Ewy. Mam wrażenie, że nie ma w niej nic, co można by było polubić. 

Tak ją napisałam. W pełni świadomie. Poznajemy ją w dramatycznej sytuacji życiowej. Nie musimy jej lubić, tylko chcieć ją poznać.

Nie lubisz, jak jest widzowi za łatwo?

Tak, to moja podstawowa wada i zaleta. Nie lubię bohaterek kobiecych, które się mizdrzą do widza, eksploatują swoją kobiecość, a to jednak najbardziej popularna forma przedstawiania kobiecych postaci w polskim kinie. Rozwijałam ten scenariusz w ramach programu ScriptEast. Każdy uczestnik dostaje tam zagranicznego konsultanta. Mój postawił pytanie: „Co by było, gdyby twoja bohaterka była facetem. I to jego żona zostawiłaby go samego z dwójką dzieci i wyjechała za granicę. I on w tym czasie, biedny i samotny, zakochałby się w jakiejś wiejskiej nastolatce i postanowił odnaleźć szczęście”. Myślę, że byłoby o wiele większe zrozumienie społeczne dla takiej sytuacji.

Dzikie róże, reż. Anna Jadowska / T-Mobile Nowe Horyzonty 2017

Dzikie róże dosłownie pojawiają się w twoim filmie. Ale dlaczego taki tytuł?

Moja rodzinna wieś otoczona była plantacjami dzikiej róży.  Ale tytuł dlatego, że pisząc ten scenariusz myślałam o zderzeniu przyrody i bohaterki. Ewa jest pasywna, wycofana, nie okazuje uczuć, emocji, a jednocześnie jest w wieku, w którym wszystko powinno w niej kwitnąć. cały świat powinien się zachwycać tym jaka jest, jakich wyborów dokonuje. Ale tak nie jest. A przyroda wokół niej przeciwnie – kwitnie.

W twojej ekipie było więcej kobiet niż mężczyzn. To przypadek?

Nie dokonywałam tych wyborów świadomie, ale myślę, że jednak to nie jest przypadek. W pracy z kobietami rodzi się inna energia. Z kobietami pracuje mi się łatwiej.

Bo?

Bo bardzo często zdarza mi się  wyczuwać opór w męskiej części ekipy. Jakbym nie wyglądała na reżyserkę – albo raczej wyglądała na reżyserkę, a nie reżysera. Bo reżyser powinien być dużym, silnym facetem w bojówkach, z czapeczką z napisem Kodak, który nawet gdyby leżał nieprzytomny na planie, to i tak reżyseruje. Kobieta reżyser ma trochę trudniej. Musi udowodnić przed ekipą, że wie, potrafi, nawet nie reżyserować, tylko zarządzać ekipą. To trudne, bo jeśli kobieta krzyczy, to znaczy, że jest histeryczką, a jeśli facet – to po prostu ma rację.

Kobiety na planie łatwiej uwierzą, że jesteś reżyserem?

Chyba tak. Ale najważniejsze, że ja już uwierzyłam, że nim jestem! To duży sukces, zajęło mi to trochę czasu.

Rozmawiała Magdalena Żakowska

czytaj więcej o Annie Jadowskiej

Dzikie róże,  reż. Anna Jadowska
sobota 05/08 godz. 19.15 Kino NH 9
niedziela 06/08 godz. 13.15 Kino NH 9