AKTUALNOŚCI


Mocne uderzenie Polaków w Berlinie

Dla polskich filmowców tegoroczne Berlinale było filmem wyjątkowym. Otrzymali w tym roku w m.in. Srebrnego Niedźwiedzia – Nagrodę im. Alfreda Bauera („Pokot” Agnieszki Holland), Kryształowego Niedźwiedzia („Butterfly Kisses” Rafaela Kapelińskiego), Zofię Wichłacz uznano za jedną z dziesięciorga tegorocznych Shooting Stars, a Kuba Gierszał znalazł się w przygotowanym przez „Variety” gronie „Ten Europeans to Watch”. – To najlepszy dowód, że jesteśmy częścią europejskiej, filmowej rodziny – mówiła Agnieszka Holland 

– Jak wygląda bohater albo złoczyńca w klasycznym thrillerze? – pytała na scenie Berlinale Palast aktorka Maggie Gyllenhaal, która wręczała Agnieszce Holland Srebrnego Niedźwiedzia – nagrodę im. Alfreda Bauera – za film „Pokot”. – Czy może być 60- lub 70-letnią kobietą, która wytrąca z tradycyjnego myślenia o moralności? Doświadczenie tej reżyserki – mówiła o Agnieszce Holland – przypomina, że artysta nigdy nie jest w pełni usatysfakcjonowany. I że jego obowiązkiem jest stawianie wyzwań konwencjonalnym perspektywom.

– Żyjemy w bardzo trudnych czasach. Potrzebujemy nowych perspektyw. Potrzebujemy filmów, które są odważne i dotykają tematów ważnych dla naszej planety – mówiła nagrodzona przez jury w Berlinie reżyserka „Pokotu”. Osiem lat wcześniej tę samą nagrodę im. Alfreda Bauera odebrał za „Tatarak” zmarły w 2016 roku Andrzej Wajda. Co jest niemal symboliczne: wyjątkowe wyróżnienie za „otwieranie nowych perspektyw w sztuce filmowej” trafiło do dwojga mistrzów polskiego kina – klasyków, którzy mimo swojego wieku i doświadczenia nie boją się eksperymentów, przekraczania granic i – jak mówiła Holland – wychodzenia ze sfery, w której jako twórcy czują się bezpiecznie.

POKOT reż. Agnieszka Holland / fot. Robert Pałka

– To bolączka nie tylko Polski, ale całej Europy: skoro film jest przedsięwzięciem niezwykle kosztownym, w naturalny sposób wybiera się sprawdzone ścieżki – mówiła w Berlinie Agnieszka Holland. – Ale właśnie dzisiaj potrzebujemy kina, które idzie pod prąd. Nie muszą to być filmy polityczne. Ale muszą mieć odwagę, pasję. Wzbudzać niepokój, prowokować. Stawiać trudne pytania.

Dzisiaj potrzebujemy kina, które idzie pod prąd. Nie muszą to być filmy polityczne. Ale muszą mieć odwagę, pasję. Wzbudzać niepokój, prowokować – mówiła na Berlinale Agnieszka Holland

„Pokot” spodobał się w Berlinie również dlatego, że ma jednocześnie wdzięk i epickość potoczystego kina dla szerokiej widowni, a zarazem arthouse’owy sznyt. Opowiada o morderstwach i polowaniach, a zarazem dotyka powszechnego dziś lęku, mniej lub bardziej sankcjonowanej opresji (w tym wypadku głównie kobiet i zwierząt). – Znakiem czasów staje się dziś podskórny, społeczny strach, poczucie niesprawiedliwości i krzywdy. Ale też potrzeba buntu, czasem utopii – przyznaje Holland. – Razem z autorką powieści „Prowadź swój pług przez kości umarłych” Olgą Tokarczuk i Kasią Adamik chciałam opowiedzieć o tym poprzez historię starej kobiety, zresztą w moim wieku, która nie chce się dostosować, nie przyjmuje narzuconych z góry norm, społecznych ról, sposobów zachowania. Nawet jeśli z Duszejko, co oczywiste, w wielu sprawach fundamentalnie się nie zgadzam.

Agnieszka Holland i Kasia Adamik / Berlinale 2017

W Berlinie film Holland odczytywany był rozmaicie: jako dramat feministyczny (również dzięki znakomitej roli Agnieszki Mandat), rodzaj filmowego żartu, który drwi z każdego, kto „wie na pewno”, ale też stylistyczny eksperyment. – Skaczemy po różnych stylistykach i konwencjach, tworzymy świat z pozoru realistyczny, a tak naprawdę mocno wystylizowany. Jest w tym trochę thrillera, kryminału, ale też sporo bajki. A wszystko po to, żeby historii, którą opowiadamy, widz nie traktował dosłownie – opowiadała Agnieszka Holland.

Wielu krytyków zobaczyło też w „Pokocie” mocny, ekologiczny manifest. Aktualny na świecie, ale też – nieoczekiwanie – bardzo aktualny w Polsce: zaledwie kilka tygodni po tym, gdy „Pokot” trafił do kin, polskie media nagłośniły fakt, że minister środowiska Jan Szyszko brał udział w polowaniu na hodowane w niewoli bażanty. Sam minister nie widział w tym nic niewłaściwego, a polowania nazwał „najbardziej humanitarnym sposobem pozyskiwania najwyższej jakości pożywienia pochodzenia zwierzęcego”.

Jednym z największych odkryć tegorocznego Berlinale okazał się długo oczekiwany, zrealizowany w Anglii debiut fabularny polskiego reżysera Rafaela Kapelińskiego – „Butterfly Kisses”

Jednym z największych odkryć tegorocznego Berlinale okazał się również długo oczekiwany, zrealizowany w Anglii debiut fabularny polskiego reżysera Rafaela Kapelińskiego – jego świetnie przyjęte przez krytyków „Butterfly Kisses” otrzymało Kryształowego Niedźwiedzia za najlepszy film w sekcji Generation 14Plus.

Nastoletni bohaterowie „Butterfly Kisses” mieszkają w londyńskich blokach południowej dzielnicy Stockwell i „tracą czas” w gronie kumpli: codziennością Jake’a (Theo Stevenson), Kyle’a (Liam Whiting) i Jarreda (Byrron Lyons) stają się wygłupy na podwórku i imprezy, narkotyki i rozmowy o dziewczynach oraz pornografii. Ale chociaż obraz jest czarno-biały, „Butterfly Kisses” wychodzi daleko poza konwencję typowego angielskiego realizmu. Magnetyczna muzyka organowa Nathana W. Kleina, poetyckie zdjęcia Nicka Cooke’a, tajemnicze symbole (jak pojawiający się w różnych momentach koń), ale też melancholijny ton zmieniają „Butterfly Kisses” w metaforyczną przypowieść o odkrywaniu w sobie – i innych – tego, co szokuje i przeraża. A w tym wypadku przeraża przede wszystkim niechciane, tłumione i budzące się coraz mocniej pożądanie wobec małej dziewczynki.

BUTTERFLY KISSES, reż. Rafał Kapeliński

„Ten film próbuje dotrzeć do znacznie bardziej mrocznych tematów niż opowieść o dorastaniu. I robi to z wizualną elegancją, która wykracza znacznie poza typowe, niskobudżetowe, realistyczne historie z Wielkiej Brytanii” – pisał Jonathan Romney w „Screenie”. „»Butterfly Kisses« nie są nastawione ani na sensację, ani na łamanie tabu” – notowała z kolei Kirsten Taylor w niemieckim „Der Tagesspiegel”. „Ten film nie wyjaśnia, nie analizuje przyczyn, nie próbuje ani bronić, ani oskarżać. Opowiada o bardzo samotnym, młodym człowieku, który nie wie, jak wygrać bitwę z własnym pożądaniem”.

Na co dzień Rafał Kapeliński nie tylko mieszka w Londynie, ale też wykłada reżyserię w London Film School, gdzie sześćdziesięciu studentów z całego świata uczy „audiowizualnego opowiadania” m.in. na przykładzie „Popiołu i diamentu” Wajdy, filmów Wojciecha Jerzego Hasa czy „Krótkiego filmu o miłości” Kieślowskiego. Po berlińskim sukcesie „Butterfly Kisses” pisano o Kapelińskim jako o nowej nadziei brytyjskiego kina, co sam reżyser przyjmuje z uśmiechem. – Moje serce na pewno jest polskie, nawet jeśli głowa już trochę inna, bo pracuję i mieszkam za granicą od prawie trzydziestu lat – przyznaje Kapeliński. – Nigdy nie stanę się jednak typowym, angielskim reżyserem. Ale dlaczego miałbym? Zawsze będę trochę inny, dziwny. Ale w kinie ta inność może być, mam nadzieję, czymś pozytywnym.

Pokazywane w sekcji Forum  „Serce miłości” Łukasza Rondudy mówi o związku wyjątkowych osobowości, którzy traktują siebie i otaczający ich świat jako materię nieustannego performance’u

Znakomicie przyjęto również dwa inne filmy polskich twórców pokazywanych w berlińskiej sekcji Forum – „Serce miłości” i „Zwierzęta”. Pierwszy z nich – zrealizowany przez Łukasza Rondudę – opowiada o fascynującym związku dwojga artystów wizualnych. Fascynującym nie tylko dlatego, że scenariusz Roberta Bolesto oparty jest na prawdziwym życiu Wojciecha Bąkowskiego i Justyny Wasilewskiej (w filmie grają ich Jacek Poniedziałek i Zuzanna Bartoszek). „Serce miłości” mówi bowiem o związku wyjątkowych osobowości, którzy traktują siebie i otaczający ich świat jako materię nieustannego performance’u. Bąkowski nagrywa dźwięki otoczenia i tworzy z nich kakofoniczną mozaikę, za temat swoich prac i występów bierze sen partnerki albo autentyczne rozstanie. Podobnie zachowuje się Wasilewska, która w galerii prezentuje instalację z uruchomionymi, domowymi sprzętami (gotujący się czajnik, lejąca się  kranu woda), a w sztukę przekuwa nawet swoją chorobę: atopowe zapalenie skóry i łysienie. Wydają się ze sobą symbiotycznie złączeni, a zarazem ciągle rywalizują, „kradną” od siebie i próbują się uniezależnić. Żyją intensywnie, a jednocześnie zanurzeni są we współczesność, która polega na nieustannej kreacji, życiu zapośredniczonym. I chorobliwym chwilami skupieniu na sobie.

SERCE MIŁOŚCI, reż. Łukasz Ronduda

Jeszcze mocniej zaznaczył swoją obecność w Berlinie Greg Zgliński, który po znakomitym debiucie „Cała zima bez ognia” oraz nakręconym w Polsce „Wymyku” zrealizował w Szwajcarii brawurowe „Zwierzęta” – piekielnie zabawną, ale też wciągającą jak thriller przypowieść o iluzorycznej granicy między kreowanym i rzeczywistym, życiem i śmiercią. Ale też o zdradzie i bezpowrotnej stracie.

„Jedną z najprzyjemniejszych niespodzianek w programie tegorocznej sekcji Forum okazała się ta szaleńczo surrealistyczna, perwersyjna komedia małżeńska zrealizowana przez Polaka Grega Zglińskiego, w której austriacka para traci poczucie samych siebie – razem i z osobna – podczas swojego zawodowego urlopu do idyllicznej Szwajcarii” – pisał Guy Lodge z „The Variety” , które uznało „Zwierzęta” Grega Zglińskiego za jeden z dziesięciu najlepszych filmów tegorocznego festiwalu w Berlinie.

Nic nie jest w filmie takie, jak się wydaje. Nick (Philip Hochmair) zdradza swoją żonę, a być może jest to zdrada urojona. Anna (Birgit Minichmayr) słyszy gadającego kota, w dzień widzi noc, a nawet przebywa w dwóch miejscach naraz – w domu i przed domem. – Wiem, że „Zwierzęta” mogą niektórych zaskoczyć, ale tak naprawdę ze wszystkich moich filmów właśnie ten, trochę szalony i dziwny,  jest mi najbliższy – przyznaje Greg Zgliński.

ZWIERZĘTA reż. Greg Zgliński

Ważnych polskich akcentów było zresztą podczas Berlinale dużo więcej. W sekcji Generation swojego „Królewicza Olcha” pokazywał Kuba Czekaj, którego w Berlinie nagrodzono też Baumi Award (nagrodę upamiętniającą słynnego producenta i założyciela Pandora Film Karla Baumgartnera) za pomysł na scenariusz nowego filmu „Sorry Polsko”. Bohaterem ma być 40-letni, rozczarowany życiem tancerz, a punktem wyjścia była piosenka Marii Peszek „Sorry Polsko” – zdjęcia planowane są na 2018 rok.

Prestiżowe wyróżnienie Shooting Star 2017, czyli nagrodę dla najzdolniejszych europejskich aktorów, którym Berlinale wróży międzynarodową karierę, odebrała Zofia Wichłacz („Miasto 44” Jana Komasy, „Powidoki” Andrzeja Wajdy, „Amok” Kasi Adamik). „Ma w sobie taką siłę, która pozostaje w naszych oczach na długo po zakończeniu seansu. Nie tylko chcemy, ale musimy oglądać ją w przyszłości” – napisali jurorzy. „Variety” umieściło z kolei Jakuba Gierszała („Pokot”, „Córki Dancingu”, „Wszystko co kocham”) w gronie „Ten Europeans to Watch”: dziesięciorga europejskich filmowców, których karierę warto śledzić.

Polscy filmowcy dają kinu coś, czego wszyscy potrzebujemy: trochę szaleństwa, przekory, nieoczywistości i wyjątkowego talentu  – twierdzi Dieter Kosslick, szef Berlinale

– To dla mnie naturalne, że polscy twórcy są coraz mocniej obecni i nagradzani na berlińskim festiwalu – mówi dyrektor Berlinale Dieter Kosslick. Warto zresztą przypomnieć, że rok temu Srebrnego Niedźwiedzia za scenariusz „Zjednoczonych Stanów Miłości” otrzymał Tomasz Wasilewski, dwa lata temu Srebrnym Niedźwiedziem za reżyserię uhonorowano Małgorzatę Szumowską za jej film „Body/Ciało”. A był to zaledwie początek sukcesów tych twórców: „Body/Ciało” otrzymało m.in. Europejską Nagrodę Filmową przyznawaną przez publiczność za najlepszy film roku, a „Zjednoczone Stany Miłości” dystrybuowane były w wielu krajach na całym świecie: m.in. w Wielkiej Brytanii, Danii, Szwecji, Rumunii, a także od 2 marca w Holandii i od 5 kwietnia we Francji.

– Polscy filmowcy dają kinu coś, czego wszyscy potrzebujemy: trochę szaleństwa, przekory, nieoczywistości – twierdzi Dieter Kosslick. – I wyjątkowego talentu. A talentów, starszych, młodszych i bardzo młodych, w Polsce nie brakuje.

—Paweł T. Felis