AKTUALNOŚCI


Miłość nie wymaga interwencji

„Kobieta z…” jest czułym, poetyckim filmem o odkrywaniu i akceptowaniu siebie, o uwalniającej mocy prawdy, o byciu i życiu w prawdzie z samym sobą i swoimi bliskim. Perwersja filmu „Kobieta z…” Małgorzaty Szumowskiej i Michał Englerta polega na tym, że my „normalsi” zostajemy skonfrontowani z tymi procesami, śledząc losy transpłciowej kobiety.  „Kobieta z…”, to nie kino interwencyjne, bo miłość taka jak Izy i Anieli nie wymaga interwencji. Wymaga uwagi i ciszy.

Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.

(…)

Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy

A co się wydarza, kiedy nie mamy w sobie zgody na taką wersję życia? Kiedy, to co zdaje się niepodważalne – bo żyjemy przecież raz — zostaje zdemaskowane, obalone i skutecznie zanegowane? Jak to jest, że zakochując się w osobie — mężczyźnie — nie potrafimy odkochać się, kiedy okazuje się, że jest kobietą ukrytą w męskim ciele? I co, jeśli z równą, niepojętą siłą i emocją przydarza się nam ten sam dzień, ten sam pocałunek, to samo spojrzenie, podobna do tamtej noc? Co z tą miłością jest nie tak, że wystawia nas na taką próbę? A może wszystko jest ok, tylko my przyzwyczajeni do określonych norm musimy przepracować je w sobie. To jak z wirtuozerską dezynwolturą Szumowska i Englert wchodzą w polemikę z Wisławą Szymborską, jest rzeczą bezprecedensową.

„Kobieta z…” jest czułym, poetyckim filmem o odkrywaniu i akceptowaniu siebie, o uwalniającej mocy prawdy, o byciu i życiu w prawdzie z samym sobą i swoimi bliskim. Perwersja filmu „Kobieta z…” polega na tym, że my „normalsi” zostajemy skonfrontowani z tymi procesami, śledząc losy transpłciowej kobiety.

Anielę, bohaterkę filmu „Kobieta z…” poznajemy jako ośmiolatka Andrzeja w pięknie filmowo zrealizowanej scenie komunii. Komunia odbywa się w parafialnym kościele małego miasteczka gdzieś w Polsce. W połowie lat 80. wśród grupy dziewczynek w białych sukienkach i wiankach na głowie siedzi w komunijnym garniturku on. Kiedy odwraca głowę i kieruje pierwsze spojrzenie w obiektyw kamery, ma w sobie niewinność i kruchość. O tą kruchość będziemy drżeć do ostatniej sceny.

Nagle wyrwani z ław kościelnych znajdujemy się w centrum pościgu. Te same dziewczynki gonią Andrzeja przez krajobraz miasteczka, ten ucieka i w finałowej scenie wdrapuje się na drzewo. Dopiero wtedy orientujemy się, że ma na głowie komunijny welon. W tym symbolicznym welonie-kokonie tkwił będzie praktycznie przez cały film. I praktycznie przez cały film Aniela nie opuści też miejsca urodzenia.
Małomiasteczkowa społeczność stanie się równoległym bohaterem zbiorowym filmu. To w nich: rodzinie, sąsiadach, miejscowym lekarzu, księdzu, naczelniku urzędu, w którym pracuje, kioskarce będzie się przeglądać Andrzej, a później Aniela. Ich losy śledzimy przez niespełna 45 lat, więc jest czas, aby dokładnie się im przyjrzeć. Poznać ich status, motywacje, aspiracje, zwłaszcza, że ten okres, to czas polskiej transformacji ustrojowej.

Kobieta z…/ reż. Małgorzata Szumowska, Michał Englert

Transformacja i tranzycja, te dwa słowa będziemy poznawać stopniowo, tak jak każdy z nas, którym dane było przeżyć tamten czas. Oba słowa: transformacja i tranzycja mają wpisane w siebie oczekiwanie na coś, co ma przyjść i się wydarzyć, czyli niepewność, ale mają też ciekawość i lęk przed tym, co nowe, niepoznane. I o tym jest film duetu Szumowska-Englert, o oczekiwaniu, niepewności, ciekawości i lęku. Przez te wszystkie stany muszą przejść wszyscy heteronormatywni mieszkańcy miasteczka i nieheteronormatywna Aniela. Cała perwersja filmu „Kobieta z…” polega na tym, że „normalsi” zostaną skonfrontowani z tymi stanami-uczuciami śledząc losy transpłciowej kobiety. I razem z Andrzejem będą odkrywać, dorastać i dojrzewać do tajemnicy, która w nim tkwi. Będą poznawać Anielę.

Transformacja

Kilka lat temu mocno dostało się Szumowskiej za film „Twarz”, którego akcje osadziła na polskiej wsi. Bohater filmu to człowiek, który z powodu wypadku poddany zostaje transplantacji twarzy, przez co ze „swojego” staje się „obcym”, podobnie jak Aniela. Pisano, że Szumowska w portretowaniu Polaków posługuje się stereotypami, że szkicuje ich grubą kreską, że „wytyka Polakom pewne postransformacyjne przypadłości – ksenofobię, kult kościoła, czy źle rozumiany kapitalizm”. Parafrazując tytuł filmu, uważam, że dorobiono wtedy Szumowskiej gębę. Mam wrażenie, że pokazując przerysowane postaci, chciała zwrócić uwagę na to, jak bardzo byliśmy nieprzygotowani na efekty transformacji politycznej, ekonomicznej, obyczajowej – jednym słowem każdej.

W „Kobiecie z…” Szumowska z Englertem idą dalej. Wrzucają Anielę w sam środek zbiorowości, praktycznie nie dając jej szans na negatywną reakcję. Powiedzieć, że Aniela jest dla nich problemem, to nic nie powiedzieć. Załamanie przechodzą wszyscy od najbliższych — Andrzej przecież żeni się z Izą, rodzą im się dzieci. Przez rodziców — matka ma ten rodzaj wyparcia, które każe podważyć, zanegować bezwarunkową miłość rodzica do dziecka. Po kumpli z podwórka i całą resztę bliższych i dalszych znajomych. Aniela z oczywistych względów nie pasuje do krajobrazu zabobonnej, parafialnej miejscowości, w której mieszka, ale tolerują ją, bo mimo wszystko jest swoja. Mówiąc im: „nie chce od was uciekać, chce przy was żyć, ale na własnych warunkach”, prezentuje ten rodzaj odwagi i determinacji, że co najwyżej zapytają Andrzeja, czy oby „na pewno wygodnie ci w tych butach”, kiedy widzą Anielę w damskich butach na obcasie.

Kobieta z… | reż. Małgorzata Szumowska, Michał Englert

Nie ma w filmie Szumowskiej i Englerta histerii, jest za to dużo czułości, która niejako tę histerię przykrywa nie daje się jej rozlać po ekranie. Nie ma w Szumowskiej i Englercie przyzwolenia na brunatną i brutalną twarz Polski. Nie ma jej w tym wydaniu, bo to nie o tej Polsce jest ten film. Marsz narodowców oglądamy z wnętrza domu rodzinnego Anieli, a nie z wnętrza ulicy przepełnionej ich agresją Naiwne? Nie do końca, bo wrogi klimat społeczny jest tłem opowiadanej przez duet reżyserski historii, ale pokazanie werbalnej agresji wprost nie mieści się – i słusznie – w poetyce filmu. Bo nie o agresorach jest to film, a o zwykłej/niezwykłej rodzinie. Wyrzucając tą „twarz” Polski poza nawias, realizatorzy mówią wprost – nie interesujecie nas. Nie ma dla was miejsca w naszej Polsce. I jest to bardzo mocny przekaz.

Tytuł filmu nawiązuje wprost do tytułu filmów Andrzeja Wajdy. „Człowiek z marmuru” i „Człowiek z żelaza” były pewnego rodzaju studium edukacji obywatelskiej nad prawami pracowniczymi w Polsce rządzonej przez dyktatorski system. W wielu z nas ugruntowały sposób myślenia o dramacie historii naszego kraju. Szumowska z Englertem z pełną świadomością nawiązują do tamtych produkcji, umieszczając Anielę w centrum wydarzeń historii transformacyjnej Polski. Aniela mogłaby, by być wnuczką Mateusza Birkuta i córka Maćka Tomczyka. Zresztą Mateusz Więcławek, grający młodego Andrzeja, w jednej ze scen pojawia się jako cytat Janusza Radziwiłowicza z filmów Wajdy, ma identyczny kostium z charakterystycznym założonym na bakier kaszkietem. Te odwołania, mogłyby być ryzykowne, ale nie są, bo bronią się artystycznie, a dzięki Anieli odrabiamy lekcję edukacji obywatelskiej nad prawami człowieka.

Tranzycja

„Kobieta z…” bardzo precyzyjnie prowadzi widza przez cały proces tranzycji, czyli zmiany płci. Przechodzimy przez każdy element tego procesu: coming out, tranzycja społeczna, terapia hormonalna, zabiegi kosmetyczne, prawne uzgodnienie płci, zmianę danych w dokumentach aż po zabieg chirurgiczny. Przez każdy z tych etapów duet reżyserski prowadzi nas z delikatnością i czułością taką samą, którą Andrzej okazuje Anieli. Ogromna w tym zasługa całego sztabu queero’wych konsultantów, których skupili wokół siebie Szumowska i Englert oraz wspaniała praca asystenta reżyserów Anu Czerwińskiego, który sam jest osobą trans. Dzięki temu nie ma w tym obrazie dydaktyzm, a sam proces przebiega niezwykle wiarygodnie. Również dlatego, że wszystko ubrane jest w precyzyjnie przemyślaną artystycznie formę. Englert – również jako autor zdjęć, kreuje pastelowy, ciepły, miękki świat Anieli, trochę tak, jakby ona sama chciała ten świat widzieć. I to działa, bo nie skutkuje terapią szokową.

Kobieta z… | reż. Małgorzata Szumowska, Michał Englert

Z Anu Czerwińskim miałem okazję rozmawiać jakiś czas temu o jego rolach w dwóch spektaklach teatralnych „Mieszkanie na Uranie” w reżyserii Michała Borczucha w Nowym Teatrze w Warszawie i „Orlando. Biografie” w reżyserii Agnieszki Błońskiej w warszawskim Teatrze Powszechny, które dedykowane są osobom transpłciowym. Czerwiński powiedział mi: „mnie osobiście wkurza, że funkcjonuje opinia, w której osoby trans pragną stać się mężczyznami lub kobietami, w związku z tym biorą hormony, przechodzą operację – i trach – mają tożsamość załatwioną. Ja sam taki nie jestem. Zupełnie. Nie nazwałbym dziś sam siebie facetem, nie mam takiego pragnienia, bo męskość – wiadomo – skompromitowała się na wszelkich polach. Uświadomiłem sobie, że nie jestem też kobietą, bo kobieta wiąże się z bardzo dużym bagażem znaczeń. Wydaje mi się, że w głębi duszy każdy z nas jest trochę trans. No bo każdy z nas nie jest tylko jednym szablonem, prawda? Ja uważam, że w najintymniejszych zakamarkach naszej duszy nie ma czegoś takiego jak męskość i kobiecość. Chociaż dla wielu osób trans to właśnie klasycznie rozumiana męskość i kobiecość jest drogą do wyzwolenia, przystanią, w której czują się bezpiecznie i komfortowo. Nie ma jednego modelu tranzycji. Nie ma dwóch takich samych osób trans”. W tych słowach zawiera się cała prawda o filmie „Kobieta z…”.

Kobieta z… | reż. Małgorzata Szumowska, Michał Englert

Na osobny akapit zasłużyli aktorzy. Andrzeja/Anielę w różnych okresach jego/jej życia grają kolejno: Franek Englert, Mateusz Więcławek i Małgorzata Hajewska−Krzysztofik. Każde z nich z osobna, na każdym etapie życia bohaterki, buduje własny rozedrgany wewnętrznymi emocjami świat i siebie w nim. Wszyscy są w równym stopniu wspaniali. Jednak to rola Hajewskiej−Krzysztofik niesie film, bo okres dorosłości Anieli, to okres kluczowy w filmie.

Hajewska−Krzysztofik jest jak porcelanowy dzban. Cały film drżymy o niego. Aby nikt nie wypuścił go z rąk. Aby doniósł go do ostatniej sceny. Debiutująca na dużym ekranie Bogumiła Bajor gra w młodzieńczej fazie życia Andrzeja jego żonę. Instynkt kobiety prowadzi ją w rejony, które zupełnie są jej nieznane. Niepewność, ale i żądzę, i namiętność gra Bajor brawurowo. To są narodziny gwiazdy. Joanna Kulig – aktorka z ugruntowanym już statusem gwiazdy, gra żonę i partneruje na ekranie Hajewskiej−Krzysztofik, czyli Anieli.

To im przyjdzie na nowo zmierzyć z tamtym spojrzeniem i tamtym pocałunkiem. Kulig ma w sobie nieprawdopodobną siłę i moc przeistaczania się w jednej chwili z gradowej chmury w pełne słońce. Oba wcielenia są równie wyraziste w swojej wewnętrznej dramaturgii. Kulig w scenie, w której wrzeszcząc na Anielę próbuje zawalczyć o swój status w ich związku jest powalająca. Mam wrażenie, że cały team aktorski oddał z siebie najlepsze i najpiękniejsze co miał, bo był świadomy o jak ważną sprawę chodzi. Bo chodzi o godność człowieka.

Kobieta z… | reż. Małgorzata Szumowska, Michał Englert

Realizatorzy nie dają nam gotowych recept i rozwiązań. Ich film jest głośnym krzykiem o prawne uregulowanie statusu osób LGBTQ+ w Polsce.  Odważnym i pięknym manifestem, ba, orężem właściwie, w walce z okrutnym systemem. Z politykami, którzy lata całe nie zrobili nic, aby w choć najmniejszym stopniu pozwolić queerowej społeczności w Polsce godnie żyć.

To mógłby być film o tych, którzy wołają – „to nie ludzie, to ideologia!”. To mógłby być film, o tych, którzy rzucają płytami chodnikowymi w osoby uczestniczące w marszu równości w Białymstoku. Ale nie jest, bo byłoby to wszystko paradoksalnie zbyt łatwe.   

Ten film jest wołaniem o to, aby znieść okrutny przepis, który każe pozwać własnych rodziców do sądu, aby móc dokonać administracyjnej korekty płci. Wołaniem o to, aby znieść koszmarny przepis, który każe rozwieść się współmałżonkom, bo w polskie ustawodawstwo nie przewiduje małżeństwa osób tej samej płci i w tym sensie zerwać formalne więzy.

„Kobieta z…”, to nie kino interwencyjne, bo miłość taka jak Izy i Anieli nie wymaga interwencji. Wymaga uwagi i ciszy.

„Miłość szczęśliwa. Czy to jest normalne,
Czy to poważne, czy to pożyteczne –
Co świat ma z dwojga ludzi,
Którzy nie widzą świata?

(…)
Niech ludzie nie znający miłości szczęśliwej
Twierdza, że nigdzie nie ma miłości szczęśliwej.
Z tą wiara lżej im będzie i żyć i umierać.”

—Artur Burchacki

W tekście zamieszczono fragmenty wierszy Wisławy Szymborskiej, „Nic dwa razy” i „Miłość szczęśliwa”.