AKTUALNOŚCI


Przede wszystkim ludzie

Agnieszka Holland ze swoją międzynarodową ekipą zrobiła głęboko humanitarny film. O tym, jak kruchymi jesteśmy istotami. O tym, ile w nas dobra a ile zła i jak łatwo — stosując odpowiednie metody — wyzwolić w nas zło. O tym, że graniczne decyzje w życiu każdego z nas zawsze podejmujemy sami, czy to wtedy, kiedy decydujemy się na zabranie na dziurawą łajbę własnych dzieci w podróż w nieznane, czy wtedy, kiedy skrajnie wyczerpanemu człowiekowi, rozbijamy o pień drzewa termos, żeby ten zachłysnął się wodą z rozbitym wewnątrz termosu szkłem. Czy film Holland jest publicystyką? Nie. W żadnej sekundzie, żadnej scenie. Jest natomiast o tym, jak propaganda rządów i polityka zastraszania wpływa na nasze wybory.

WŁOCHY, 2023

„Stranieri Ovunque – Foreigners Everywhere” tak brzmi tytuł przyszłorocznej La Biennale di Arte w Wenecji. W ogłoszonym właśnie manifeście programowym Adriano Pedrosa — kurator jubileuszowego 60. Biennale Sztuki pisze tak: „Za tym hasłem stoi świat pełen licznych kryzysów dotyczących przemieszczania się i istnienia ludzi pomiędzy krajami, narodami, terytoriami i granicami, które odzwierciedlają niebezpieczeństwa i pułapki związane z językiem i pochodzeniem etnicznym, wyrażające różnice i dysproporcje uwarunkowane tożsamością, narodowością, rasą, płcią, seksualnością, bogactwem i wolnością. W tym krajobrazie wyrażenie »Obcokrajowcy wszędzie« ma przynajmniej podwójne znaczenie. Po pierwsze, że gdziekolwiek pójdziesz i gdziekolwiek będziesz, zawsze spotkasz obcokrajowców – oni/my są/jesteśmy wszędzie. Po drugie, że niezależnie od tego, gdzie się znajdziesz, zawsze jesteś naprawdę i w głębi duszy obcokrajowcem”. 

Zielona granica | reż. Agnieszka Holland/ fot. Agata Kubis

W Wenecji – równolegle z La Biennale Cinema – odbywa się właśnie Biennale Architektury, jego kuratorką jest Lesley Lokko – architekta, wykładowczyni uniwersytecka i pisarka. Lokko urodziła się w Szkocji, ale jej ojciec pochodzi z Ghany i to tam Lokko spędziła dużą część życia. To osobiste doświadczenie było punktem wyjścia do kuratorskiej pracy nad tegoroczną Wystawą Architektury.

„Z antropologicznego punktu widzenia wszyscy jesteśmy Afrykanami. A to, co dzieje się w Afryce, przydarza się nam wszystkim” – pisze z kolej w swojej deklaracji programowej Lokko i od razu dodaje: „Tutaj w Europie mówimy o mniejszościach i różnorodności, ale prawda jest taka, że mniejszości Zachodu stanowią globalną większość. Różnorodność jest naszą normą. Jest miejsce, w którym wszystkie kwestie równości, zasobów, rasy, nadziei i strachu zbiegają się i łączą. Tym miejscem jest Afryka”. W kuratorskiej części wystawy bierze udział 89 uczestników, z których ponad połowa pochodzi z Afryki lub afrykańskiej diaspory. Równowaga płci jest wyrównana, a średnia wieku uczestników to 43 lata. Ich zdjęcia umieszczone są pod opisami prac. Szczęśliwi, kreatywni, piękni, uśmiechnięci ludzie, w większości uchodźcy – polityczni i klimatyczni.

Dlaczego tyle uwagi poświęcam tym wydarzeniom? Dlatego, że ważny jest kontekst. Dlatego, że jesteśmy we Włoszech 2023 roku, gdzie zdecydowana większość wreszcie zrozumiała, że minął już czas poszukiwania rozwiązań kryzysu uchodźczego, a przyszedł czas akceptacji, osobistej edukacji, aby poznać kulturę i korzenie przychodźców. Czas budowania nowych relacji i wspólnot. Włochy, a przede wszystkim ich Lampedusa, stała się symbolem kryzysu migracyjnego Świata i Europy.

Jesteśmy we Włoszech, które wyniosły do władzy pierwszą w ich historii kobietę premierkę – Giorgię Meloni. Meloni swoją kampanię oparła głównie na antyuchodźczej retoryce. W lipcu tego roku na odbywającej się w Rzymie konferencji poświęconej polityce migracyjnej, w której wzięli udział przedstawiciele 20 państw z basenu Morza Śródziemnego, Bliskiego Wschodu i Afryki, Meloni deklarowała, że: „szukamy zbieżności naszych interesów, ponieważ tylko w ten sposób możemy połączyć nasze losy” i dodała: „w centrum napływu migrantów znajdują się przede wszystkim ludzie. Organizacje przestępcze wykorzystują życia, nadzieje, obawy i cierpienia tylko dla zysków. Naszym obowiązkiem jest dbanie o nasze narody, ale również o przeznaczenie tych ludzi”.

Premierka Włoch wprawiła w osłupienie swoich skrajnie prawicowych koalicjantów, ale co ciekawe żaden z nich nie posunął się do haniebnej retoryki Zbigniewa Ziobry, który o Agnieszce Holland napisał – „W III Rzeszy Niemcy produkowali propagandowe filmy pokazujące Polaków jako bandytów i morderców. Dziś mają od tego Agnieszkę Holland”.

Zielona granica | reż. Agnieszka Holland/ fot. Agata Kubis

We Włoszech, 5 września na najstarszym festiwalu filmowym świata, w konkursie głównym ta sama Agnieszka Holland pokazała głęboko humanitarny film o kryzysie migracyjnym − „Zielona Granica”. Pokazała być może jeden z najbardziej patriotycznych filmów w historii polskiej kinematografii. Za wysoko? Trudno, inaczej się nie da. Tak rzadko zdarzają się filmy tej klasy.

POLSKA, 2023

Jesteśmy niespełna miesiąc przed być może najważniejszymi wyborami parlamentarnymi po 1989 roku. Jesteśmy w kraju, którego rząd przy okazji wyborów zarządza referendum, w którym dwa z czterech pytań dotyczą kryzysu migracyjnego. Dla porządku przypomnę je:

1. Czy popierasz likwidację bariery na granicy Rzeczypospolitej Polskiej z Republiką Białorusi?

2. Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?

Różnice w narracji dotyczącej uchodźców pomiędzy Włochami a Polską AD 2023, jak widać, są skrajnie różne. W dodatku w Polsce rząd rozpętał wojnę humanitarną, powodując kryzys uchodźczy na granicy z Białorusią. Czy w tym kontekście film Agnieszki Holland jest polityczny? Tak, bo, jak mówi sama reżyserka w wydanej w 2002 roku książce Marii Kornatowskiej „Magia i pieniądze”: „Kiedy zaczęłam robić filmy, polityka była immanentną częścią opisywanej przeze mnie rzeczywistości i wszystko wtedy układało się w metafory i parabole. Zawsze jednak bardziej interesowali mnie ludzie niż mechanizmy”. 

Zielona granica | reż. Agnieszka Holland/ fot. Agata Kubis

Minęło 20 lat, od czasu wypowiedzenia tych słów przez Holland i nic się nie zmieniło. Polityka nadal jest immanentną częścią opisywanej przez reżyserkę rzeczywistości i wciąż – tak jak wtedy – bardziej interesują Holland ludzie niż mechanizmy. „Zielona granica” jest o tym, jak kruchymi jesteśmy istotami. O tym, ile w nas dobra a ile zła i jak łatwo – stosując odpowiednie metody – podkręcić, wyzwolić w nas zło. O tym, że graniczne decyzje w życiu każdego z nas zawsze podejmujemy sami – czy to wtedy, kiedy decydujemy się na zabranie na dziurawą łajbę własnych dzieci w podróż w nieznane, czy wtedy, kiedy skrajnie wyczerpanemu człowiekowi, rozbijamy o pień drzewa termos, żeby ten zachłysnął się wodą z rozbitym we wnętrzu termosu szkłem.

Czy film Holland jest publicystyczny? Nie. W żadnej sekundzie, żadnej scenie. Jest natomiast o tym, jak propagandowo użyta rządowa publicystyka wpływa na nasze wybory. 

Czy „Zielona granica” jest filmem, który możemy oglądać bez kontekstu politycznego i publicystycznego? Tak. Najlepiej świadczy o tym reakcja międzynarodowej publiczności festiwalowej, która zgotowała realizatorom piętnastominutową owację na premierze w Pałacu Festiwalowym. Paradokumentalnie poprowadzona przez Tomasza Naumiuka kamera ma nerw i napięcie, które trzyma od pierwszych ujęć z wnętrza samolotu, wiozącego syryjską rodzinę na Białoruś. Wszystko, co wydarza się później — dzięki niesamowitej dyscyplinie scenariusza: Gabriela Łazarkiewicz-Sieczko, Agnieszka Holland, Maciej Pisuk i grze aktorskiej m.in. Jalal Altawi, Behi Djanati Atai, Dalia Naous, Mohamad Al Rashi, Jaśmina Polak, sprawia wrażenie jakbyś sami znaleźli się w centrum wydarzeń.

Agnieszka Holland na planie filmu | fot. Agata Kubis

W filmie Holland osoby uchodźcze konfrontują się z sytuacją zatrzaskujących się przed nimi drzwi. Ta spektakularnie skonstruowana i symboliczna pułapka powoduje, że nie dość, że nie dane im jest przekroczyć drzwi, to tkwią gdzieś pośrodku, w jakimś absurdalnym uścisku – ani przed, ani za drzwiami. Nigdzie. Zresztą ten stan świetnie opisuje całą sytuację pushback’ów i tego, co dzieje się w pasie między granicznym, w którym tkwią ludzie. Ta sama pułapka dotyczy polskich bohaterów filmu. Drzwi, to wejście, a próg to ostra linia, na którą wpadasz, za nią zaczyna się coś innego. To miejsce-stan, który filtruje spotkanie pomiędzy wnętrzem a zewnętrzem.

Jeśli wprost odnieść to do ludzkich emocji, to niesamowicie udało się to zbalansować Holland. Najpełniej ten proces pokazują postaci grane przez Maje Ostaszewską i Tomasza Włosoka. Pierwsza gra aktywistkę Julię, która praktycznie bez chwili zawahania i bez względu na konsekwencje decyduje się na pomoc uchodźcom. Włosok, gra pogranicznika Jana, któremu tego rodzaju deklaratywność przychodzi z trudem. Nawet jeśli przekracza próg drzwi, to w ostatniej scenie filmu wraca przed nie. Jakby przekreślając swój dobry uczynek albo aby wyprzeć traumy przeszłości. Wspaniale udało się Holland oddać stan ducha demonów, które nami miotają. 

„Zielona granica” przedstawia trzy perspektywy: uchodźców, polskich aktywistów i strażników granicznych, ale, co ciekawe, żadna z tych perspektyw nie jest oczywista. Wśród uchodźców motywacje ucieczki są wspólne – znaleźć bezpieczny dom, ale cele już nie. Dla jednych celem jest Szwecja, gdzie przebywają już krewni, dla innych Polska, bo „żołnierze polscy pomogli nam w Kabulu”. Aktywiści cel mają jasny – pomagać uchodźcom, ale metody skrajnie różne, wybierają pomiędzy „bezpieczną” formą udzielania wsparcia „na miejscu”, czyli w lesie, zgodnie z wprowadzonymi przez państwo procedurami albo ryzykują karą więzienia i zabierają uchodźców do siebie, na co udaje się namówić psychoterapeutce Julii swojego pacjenta Bogdana, granego przez Macieja Stuhra.

Pogranicznicy zdają się mieć cel wspólny – zachować pracę, bo żona w ciąży, bo buduje dom, bo można przy okazji służby dać upust bestii hodowanej w sobie albo ogrzać w ramionach zmarznięte dziecko. Ich motywacje natomiast, to wypadkowa: ról społecznych, powołania, struktur służbowych, metod zarządzania, motywowania, kar, nagród — jak to w każdej hierarchii mundurowej, umiejętności lub nieradzenia sobie w sytuacjach stresowych, nieprzygotowania do nich, łamania procedur przez przełożonych i wreszcie manipulowania przez rząd i organy państwowe faktami i przepisami dotyczącymi lokacji uchodźców nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. Jednym słowem – chaos.

Zielona granica | reż. Agnieszka Holland/ fot. Agata Kubis

Co mogło być główną motywacją Holland? Obnażyć cynizm polityków i wzbudzić dobro w widzach. Oba powody równie dobre. A cel? Pokazać całą złożoność największego kryzysu humanitarnego i pokazać złożoność psychiki człowieka. I być maksymalnie blisko jego ofiar. Tych pośrednich i bezpośrednich. I nie oceniać, nawet wtedy, gdy jedna z postaci granych przez Agatę Kulesze, mówi: „Zawsze głosowałam na Platformę. Stałam pod sądami ze świeczką, ale teraz nie pomogę” i rezygnuje, gdy dowiaduje się, że zarejestrowany na jej firmę samochód ma służyć do przewozu uchodźców. Dla zagranicznej widowni ta scena może być niezrozumiała – bo co to jest ta „Platforma” i o, co chodzi ze świeczkami pod sądami? Zrozumiałe mogą być za to konsekwencje, bo zastraszanie obywateli, to metoda stosowana nie tylko przez polski rząd. 

Z takich niuansów składa się cały film Holland. Umysłami ludzi rządzą dwa uczucia – miłość i strach. Umiejętne sterownie i zarządzanie strachem może prowadzić do katastrofy. Efektem tego jest kryzys uchodźczy. 

UKRAINA, 2021

W mistrzowską prawdziwie offsaidową pułapkę łapie Holland widzów w epilogu filmu, kiedy cofamy się do 2021 roku i znajdujemy na granicy polsko-ukraińskiej. To jak udało się Holland w finale filmu zmienić perspektywę postrzegania opowiadanej przez nią historii, to rzecz bez precedensu, ale kto, jeśli nie Holland ma nas tak zaskoczyć? Życiorys reżyserki to niekończąca się podróż pomiędzy kontynentami, terytoriami, kulturami, rasami, językami, tożsamościami, ale jak mówi Paweł Pawlikowski – „Agnieszka jest jedną z największych patriotek, jakie kiedykolwiek spotkałem […] To jest śmieszne jak ją wyzywają od zdrajczyń. Może być jedną nogą gdzieś w Paryżu czy Los Angeles, ale najbardziej emocjonalnie przeżywa to, co się dzieje tutaj”. (Karolina Pasternak „Holland. Biografia od nowa”, Znak, 2022).

Paradoks związany z tym, co mówią na polskiej prawicy o filmie „Zielona granica” i Agnieszce Holland polega na tym, że granice przekraczają ci, którzy pełniąc funkcje publiczne z definicji, powinni wszelkich granic bronić. Zwłaszcza granic przyzwoitości. Bycie funkcjonariuszem państwowym nie zwalnia nikogo z bycia człowiekiem. Kłania się słynne „Warto być przyzwoitym”. Warto – Być jak Agnieszka Holland.

– Artur Burchacki, Wenecja