AKTUALNOŚCI


Przyszła zmiana warty

Osiem debiutów na 17 filmów, siedem obrazów reżyserowanych przez kobiety. O tym jak rodził się program i kształt tegorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni opowiada Wojciech Marczewski, uznany reżyser debiutujący w roli przewodniczącego Rady Programowej Festiwalu.

Wojciech Marczewski, fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta

Tomasz Kolankiewicz: Wczoraj rozpoczął się 42. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. To pana pierwszy rok jako przewodniczącego jego Rady Programowej. Tegorocznej selekcji opinia publiczna przyglądała się wyjątkowo uważnie, bo Gdynia straciła dyrektora artystycznego. Zlikwidowano tę funkcję. Jak wyglądał proces wyboru filmów na festiwal?

Wojciech Marczewski: Filmy wybiera Zespół Selekcyjny powoływany spośród członków Rady Programowej Festiwalu. Tę z kolei, tworzy grono ponad 50 przedstawicieli środowiska reprezentujących kilka pokoleń filmowców, którzy kiedyś zdobyli w Gdyni nagrody. W tym roku Radę w Zespole Selekcyjnym reprezentowali Leszek Dawid, Agnieszka Smoczyńska, Jacek Petrycki, Maciej Pieprzyca i Piotr Dumała. Zaś Komitet Organizacyjny Festiwalu, który koordynuje i nadzoruje wszystkie działania programowe związane z Gdynią, dołączył do grona selekcjonerów Arkadiusza Gołębiewskiego, dokumentalistę i dyrektora festiwalu Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci. Pan Gołębiewski jest trochę spoza naszego świata fabularnego. Niemniej, w wielu wypadkach zgłaszał dokładnie te same kandydatury, co reszta Zespołu i ciekawie wypowiadał się o omawianych filmach. Sam z siebie zaproponował tylko jeden tytuł, równocześnie bardzo merytorycznie podkreślając jego słabości i wykazując się dużym dystansem do niego. Kiedy zobaczył, że jest osamotniony w tej propozycji, nie brnął w zaparte tylko przystał na decyzję Zespołu.

Zespół selekcyjny wybrał 14 filmów. Komitet Organizacyjny dołożył do tego trzy tytuły. Ingerencja Komitetu Organizacyjnego w program jest problemem, który znamy z ubiegłych lat, bo selekcjonerzy nie pierwszy raz muszą świecić oczami za nieswoje wybory.

Mógłby pan opowiedzieć o kulisach likwidacji stanowiska dyrektora artystycznego? Jakie jest jej uzasadnienie?

Po wygaśnięciu trzyletniej kadencji Michała Oleszczyka ogłoszono konkurs na to stanowisko. Po burzliwych obradach i kilku miesiącach milczenia podjęto decyzję o rezygnacji ze stanowiska dyrektora artystycznego. Wtedy zaproponowano mi stanowisko szefa Rady Programowej. Po długich wahaniach postanowiłem je przyjąć. Moja funkcja nie jest tożsama z dawnymi kompetencjami dyrektora artystycznego. Dyrektor artystyczny miał prawo zaproponować ze swojej puli trzy filmy do Konkursu Głównego, w przypadku sprzeciwu organizatorów, mógł zawsze umieścić w Konkursie jeden film. Ja nie mam takich kompetencji. Zresztą już za kadencji Michała Oleszczyka dyrektor artystyczny miał mniejszy wpływ na kształt festiwalu. Jego poprzednik, Michał Chaciński,  był samodzielnie autorem selekcji.

Mamy w tym roku prawdziwy wysyp debiutów, wiele filmów reżyserowanych przez kobiety: idzie nowe?

Na to wygląda: osiem debiutów na 17 filmów. Nokaut. Mam wielką satysfakcję: kilka lat temu mówiłem „Przyjdzie zmiana warty, jest konieczna. Tylko wtedy, kiedy będzie zaplecze jest szansa dla polskiego kina.  Nie można na pięciu − siedmiu nazwiskach opierać kinematografii”. Ta zmiana warty się dokonała. Bardzo cieszy mnie też liczba reżyserek, jest ich aż siedem. Moim zdaniem to nadal trochę mało, ale pamiętamy jak bywało w ubiegłych latach.

Jury Konkursu Głównego jest w tym roku bardzo różnorodne. Jest nestor, są wschodzące gwiazdy, są kobiety i mężczyźni.  

W jury ważne dla mnie było, żeby kobiety były silnie reprezentowane: niestety pojawił się problem krótkiej ławki. Jedna, dwie osoby odmawiają i okazuje się że kolejnych kandydatek nie ma, bo ich filmy pokazywane są w konkursach. Trudno nie zauważyć tej dysproporcji, ale całe szczęście to się zmienia. Przy wyborze jury Konkursu Głównego oczywiste było, że skupiamy się na profesjonalistach: przedstawicielach różnych zawodów filmowych i staramy się, żeby jury było możliwie jak najbardziej zróżnicowane. W tym roku znaleźli się w nim: reżyserzy: Paweł PawlikowskiAndrzej Jakimowski, scenarzysta Robert Bolesto, montażystka Beata Walentowska, aktorka Agnieszka Grochowska, kompozytor Włodek Pawlik, operator Witold Stok, scenografka Anna Wunderlich, stawkę uzupełnia przewodniczący: reżyser, nestor polskiego kina, Jerzy Antczak. Kandydatura Pawła Pawlikowskiego ku pewnemu mojemu zdziwieniu, wzbudziła wątpliwości części organizatorów. Miałem tylko jeden argument: nie mamy zbyt wielu żyjących reżyserów Oscarowych poza Pawlikowskim.

Wojciech Marczewski, fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta

Przyjrzyjmy się Konkursowi „Inne Spojrzenie”. W ubiegłych latach  krytykowano go mówiąc, że to swoiste getto dla kina ambitniejszego, że wypycha odważne propozycje poza nawias głównego nurtu. W tym roku, patrząc na tytuły tej sekcji, nie bardzo rozumiem jaki był klucz selekcyjny. Awangardowe kino artystyczne jak „Photon” jest pokazywane razem z „Dzikimi różami” czy „Szatan kazał tańczyć”, które śmiało mogłyby znaleźć się w Konkursie Głównym… 

Selekcję „Innego Spojrzenia” przeprowadziłem razem z dyrektorem festiwalu, Leszkiem Kopciem. W ubiegłych latach pokazywano w nim filmy „inne” formalnie. Dla mnie „Inne spojrzenie” to nie tylko forma, to może być spojrzenie bardziej osobiste a może bardziej niecodzienne pod względem treści.

Pokazywane w „Innym Spojrzeniu” „Niewidzialne” Pawła Sali i „Szatan kazał tańczyć” Katarzyny Rosłaniec, to są filmy ekstremalne jeśli chodzi o przesłanie, może dlatego nie znalazły się w Konkursie Głównym? Jednak było by bardzo szkoda, gdyby tych filmów na festiwalu zabrakło. Dziecięcy film „Tarapaty” to bajka dla młodzieży, gatunek, który w Polsce podupadł, a w zdrowej kinematografii powinien być silny. Z kolei „Dzikie róże” nie były rozważane w Konkursie Głównym, bo w zeszłym roku nie zostały do niego zakwalifikowane, choć selekcjonerzy chcieli go pokazać. Ten tytuł usunął z programu w 2016 roku  Komitet Organizacyjny. Moim zdaniem to było nie w porządku. Dlatego bardzo zależało mi na tym by pokazać go w tym roku

Uważam, że Konkurs „Inne spojrzenie” należałoby wzmocnić, zwiększyć jego prestiż. Na mój wniosek podwyższono w nim nagrodę. Udało się też zaprosić świetne jury: Lech Majewski − uznany mistrz, Bogdan Dziworski − człowiek, czyste szaleństwo i Agnieszka Smoczyńska − wspaniały talent. W Gdyni pokutuje przekonanie, że festiwal to Konkurs Główny i jakaś przystawka. Niesłusznie, bo to nie jest tak, że polska kinematografia to 14−15 tytułów, a potem nic. Mamy 50 filmów w produkcji co roku, na tegoroczny Festiwal zgłoszono aż 34 filmy.

Zdecydował się pan połączyć dwa konkursy: Młodego kina i Filmów krótkometrażowych. Skąd taka decyzja?

Uważam, że młodzi ludzie, którzy robią w szkole filmy dyplomowe, lub przygotowują trzydziestki w Studio Munka powinni zderzyć się z profesjonalnymi produkcjami. To już nie są tylko ćwiczenia, etiudy, ale próby zrobienia dorosłego filmu. Postanowiliśmy połączyć konkursy, żeby ci  młodzi mogli od razu stanąć w szranki z najlepszymi. Ten nurt się rozwijał, jest niezmiernie potrzebny, niestety telewizja publiczna, w której wyrósł przestała go promować, odcięła się od niego. W moim pokoleniu reżyserzy zaczynając szkole przechodzili przez wszystkie te etapy: krótkometrażówki, filmy godzinne. To była niezwykle ważna nauka, ja zawodu nauczyłem się nie w szkole, ale później: w zespole i na planie krótkich filmów. Kiedy debiutowałem w pełnym metrażu „Zmorami” miałem już nabitą rękę filmami krótkimi.

W tym konkursie również podnieśliśmy wysokość nagrody. W jury zasiadają scenarzystka i pedagożka Joanna Krauze (żona Antoniego Krauzego), która jest dużej klasy fachowcem i jest uwielbiana przez młodych reżyserów. Obok niej Kuba Czekaj − inne pokolenie i bardzo duży talent oraz Carla Simon, Hiszpanka, którą spotkałem w Szkole Wajdy. Jej film trafił na Berlinale gdzie dostała nagrodę za najlepszy debiut (Film Lato 1993 zostanie pokazany na Festiwalu w ramach pokazów specjalnych). To jest konkurs ludzi młodych, to dla nich bardzo właściwe jury.

Festiwal to jednak nie tylko konkursy, mamy cały szereg sekcji bocznych, pokazów specjalnych, wydarzeń towarzyszących.

Festiwal zawsze pełnił też funkcję przypominania o tych, którzy już odeszli. Los niestety zabrał w ostatnich miesiącach wielu wielkich polskiego kina. Kiedy zobaczyłem listę tych osób postanowiłem trochę urozmaicić poświęconą im sekcję In memoriam. Bałem się, że pokażemy po kilka filmów, zrobi się wyliczanka: po jeden, dwa filmy wielkich, z reguły przy prawie pustej sali − odfajkowane i już. Chciałem żeby było coś nowego. Dlatego zaprezentujemy dwa dokumenty o Andrzeju Wajdzie: „Andrzej Wajda: róbmy zdjęcie!” i „Andrzej Wajda: Moje inspiracje”. Zależało mi żeby pokazać Wajdę jako osobę: prywatnie, nie tylko jego wielkie dzieła na zasadzie „wielkim poetą był”.

To samo tyczy się Edwarda Żebrowskiego. To reżyser trochę dziś zapomniany, a szkoda bo to twórca bardzo ciekawy, wyjątkowa postać. Profesor Małgorzata Hendrykowska właśnie skończyła książkę o jego „Szpitalu przemienienia”. Pokażemy też film Marii Zmarz-Koczanowicz „Notatki z życia: Edward Żebrowski”, to  bardzo ciekawy film. Edward był osobą, która nie dawała się zbyt chętnie fotografować, więc temat stanowił wizualne wyzwanie. Pokażemy też dwa filmy szkolne Żebrowskiego, odbędzie się rozmowa o jego twórczości.

Kiedy przygotowywaliśmy sekcję In memoriam okazało się, że córka wybitnego, zmarłego w tym roku operatora, Krzysztofa Ptaka, zaczęła rejestrować wywiady, zbierać dokumentację. Nie jest profesjonalną reżyserką, ale to, co zebrała jest bardzo ciekawe. Na Festiwalu puścimy fragment jej niedokończonego filmu „Mówili o nim Ptaszek”. Oczywiście pokażemy też filmy, do których Krzysztof Ptak robił zdjęcia: „Mój Nikifor” i „Na wylot”.

A skoro już jesteśmy przy „Na wylot” to bardzo się cieszę, że udało nam się ściągnąć na festiwal Grzegorza Królikiewicza: niesłychanie interesującego twórcę, mam wrażenie nie do końca zrozumianego. Pokażemy też jego „Zabicie ciotki”. To twórca trudny, z temperamentem, niewykluczone, że przyjdzie i nakrzyczy na publiczność (śmiech)…

Między seansami można wpaść na  dwie wystawy fotografii: wspomnianego Krzysztofa Ptaka i Bogdana Dziworskiego. Niesamowite zdjęcia.

rozmawiał Tomasz Kolankiewicz

Festiwal Filmowy w Gdyni potrwa do 23 września. Czytaj nasz przewodnik po filmach konkursowych